piątek, 4 lipca 2014

KIWI & KARAMBOLA

Nareszcie. Nastały moje upragnione wakacje. Przez ostatnie miesiące coraz bardziej nie mogłam się ich doczekać. Siedząc nad książkami, przygotowując się do różnych testów powtarzałam sobie, że już za miesiąc przebieg moich dni będzie zupełnie inny. Nie będę musiała wstawać przed siódmą tylko po to, aby móc się spokojnie naszykować. Nie będę musiała chodzić spać o drugiej nad ranem przez siedzenie nad książkami, a kiedy już będę to dobrowolnie. Nie będę musiała się stresować wynikami egzaminu. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Smutna mi się wydaje jedynie wizja tego, że wyczekiwałam dzień w dzień, przez 10 miesięcy wakacji. A one? Nim zdążę się z nimi oswoić i zaprzyjaźnić, one bez najmniejszego słowa, znaku odchodzą. A ja znów muszę przez kolejne miesiące na nie wiernie czekać...
Prócz wolnego czasu uwielbiam w wakacjach pogodę, która im towarzyszy. Dni pełne ciepła. To wtedy nie muszę myśleć o tym jak się ubrać, żeby nie zamarznąć. Gdy nawet założę miliony warstw na siebie zimą, w rezultacie i tak zawsze doskwierał mi chłód. Nie znoszę chodzić ubrana na powszechnie znaną "cebulkę". Czuję wtedy ogromy dyskomfort. Brakuje mi swobody ruchu, którą mam podczas noszenia szortów i luźnych koszulek. Moje chłodne relacje z zimą, która jest wręcz meritum nienawidzonej przeze mnie pogody ratują święta. Wtedy świat nabiera dla mnie kolorów i niesamowitego klimatu. I (tutaj już mogę pisać totalne głupoty, wybaczcie) świat nabiera dla mnie o wiele więcej kolorów niż podczas wiosny. Nawet (!!!) chłód staje się dla mnie znośny. Sam widok przyozdobionych wystaw sklepowych i choinek ogrzewa mnie od wewnątrz.
Kolejną sprawą jest zapach wakacji. Taki zapach jest zawsze. Nawet kiedy pada. NAWET kiedy jest chłodno. Niezależnie od pory, czy rano, czy późnym wieczorem- czuć go. Czuć zapach trawy, kwiatów, owoców, deszczu. Żaden inny miesiąc nie ma tego co lipiec i sierpień. Tej magii. Tylu kwiatów, tyle słońca, tylu owoców....

Co do owoców- w dzisiejszym wpisie chciałabym wam przybliżyć zapach kiwi i karamboli. Od razu wspomnę iż nie mam pojęcia co to karambola. Wiem tylko, że to owoc. Kiwi zaś znam bardzo dobrze, uwielbiam je jeść. Zapachy obu owoców zostały zamknięte w dosyć sporym słoiczku z masłem do ciała.


Swoją przygodę z Tutti Frutti rozpoczęłam kilka miesięcy temu. Po szkole wybrałam się na zakupy do pobliskiej drogerii. Już wcześniej postanowiłam sobie, że kupię coś, co choć trochę wspomoże moją pielęgnację okropnej suchej skóry nóg. Trafiłam na kosmetyki z serii Tutti Frutti. Same słoiczki przyciągały oko. Stałam i przez moment zawiesiłam na nich oko. Wyróżniały się na tle innych swoimi kolorowymi opakowaniami. Nie ukrywam, owoce przedstawione na nich wyglądały bardzo apetycznie. Wybrałam sobie mus do ciała o zapachu manga i brzoskwini. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę! Prócz nawilżenia, przez całe dnie towarzyszył mi apetyczny i tropikalny zapach, który przypominał w chłodne dni o nadchodzących wakacjach. Mus wystarczył mi na dosyć długo. Nie była wcale potrzebna jego duża ilość aby sprawić, że zapach utrzyma się na skórze przez dłużej niż dwie minuty oraz żeby sprawić, że skóra zostanie odpowiednio nawilżona.


Gdy wspomniany mus się skończył, zakupiłam masło z tej samej serii. Słoiczek był o wiele większy. Masło równie dobrze nawilża skórę a także pozostawia orzeźwiający zapach kiwi z nutką karamboli. Jedyne co mi przeszkadza to jego konsystencja. Masło jest bardzo gęste i zawiera małe, zielonkawe drobinki, które nie zawsze chcą się wchłaniać. W porównaniu do musu, muszę nakładać nieco większą ilość masła na skórę, także uważam, że wielkością opakowania nie ma się co sugerować. 
A wy? Macie jakieś swoje ulubione masła, musy do ciała?